Nie tylko "Szczygieł"

Szczygieł Carela Fabritiusa to jedno z bardziej znanych dzieł malarskich. W powieści Donny Tartt padają ciekawe słowa na temat obrazu: "Ten fabritius to żart. Opiera się na żarcie. Tak jak u wszystkich największych mistrzów. Rembrandta. Velazqueza. Późnego Tycjana. Oni pozwalają sobie na żarty. Zabawiają samych siebie. Tworzą iluzję, magiczną sztuczkę, ale krok bliżej i iluzja rozpada się na poszczególne pociągnięcia pędzlem. (...) Zupełnie inny i dużo głębszy rodzaj piękna. Coś, a jednak coś innego. (...) Dokonuje cudu na tak kameralnej przestrzeni."
Obraz uznano za przykład malarstwa iluzjonistycznego. Fabritius namalował Szczygła w 1654 roku farbami olejnymi na niewielkiej desce (33,5x22,8 cm). Do stałej ekspozycji muzeum Mauritshuis w Hadze dzieło zakupiono na aukcji w Hotel Drouot w 1896 roku przez Abrahama Brediusa, znawcę malarstwa niderlandzkiego.
Ptak siedzi na metalowej półobręczy mocującej niebieski karmnik do ściany, przykuty cienkim łańcuchem. Jasne tło, miękkie kontury, cień na ścianie. Jakie emocje obraz wzbudza we mnie? Głównie melancholię, takie unurzanie się w czasach poza przestrzenią mojego życia. Wrażenie trwania poza epokami, bycia tu na chwilę, przeżywania swoich dramatów w obliczu nieskończoności, a mimo to wcale nie jest mi źle z tym przeżywaniem. To dobry obraz, bo patrzenie na niego powoduje pokorę wobec czasu. Wzbudza refleksje ze względu na swoją ponadczasowość. Malarz umieścił datę przy sygnaturze, ale to dzieło zarówno współczesne, jak antyczne.
Szczygieł, 1654, olej na desce, Mauritshuis, Haga
Pomimo tego, że Fabritius nie namalował wiele obrazów, a część jego dorobku spłonęła w wielkim pożarze, w którym zginął sam malarz (w chwili śmierci miał 32 lata) to, co pozostało, jest warte wspomnienia. Bo Carel Fabritius to nie tylko Szczygieł.
Jako uczeń wielkiego Rembrandta Fabritius z pewnością miał niewielki problem z twórczą samodzielnością. Wyobrażam sobie, że nauczyciel tego formatu, co Rembrandt wywiera tak ogromny wpływ swoją osobowością, że tylko jednostki wybitnie utalentowane są w stanie przetrwać i obronić swoją tożsamość. I autorowi Szczygła znakomicie się to udało. Fabritius zrezygnował z ciemnych barw swojego mistrza na rzecz eksperymentowania z perspektywą i iluzją. Za przykład iluzji służy tu tytułowy Szczygieł, ale badania nad perspektywą można zauważyć w Widoku Delft z grającym na lutni z 1652 roku. To obraz doskonale skomponowany, malowany szeroką paletą barwną. Perspektywa jest tu znakomicie wykreślona, a ujęcie miasta niepowtarzalne. Im dłużej patrzę, tym mniej widzę. Miałabym ochotę zdjąć soczewkę sprzed płótna, ale przecież tam nie ma żadnej soczewki, to malarz sprawił, że moje oczy zawodzą.
 
Widok Delft, 1652, olej na płótnie, National Gallery, Londyn
 
Na Autoportrecie z około 1645 roku widzimy młodego mężczyznę o długich, ciemnych i wijących się włosach namalowanego nieco w manierze Rembrandtowskiej, ale już innymi pociągnięciami pędzla. Barwy są jeszcze ciemne, światło wydobywa twarz o dużych, poważnych oczach. Piękne tło ciemnej ściany o wielu odcieniach brązów, zieleni, żółci, błękitów i szarości. To autoportret, ale jednocześnie dzieło samostwarzania. Wymyśliłam nowe słowo. Moje odczucia wobec tego obrazu są jednak właśnie takie. Mało jest artystów, którzy stwarzają sami siebie, którzy na płótnie układają farby tak, by dzieło przedstawiało kogoś, kim w przyszłości zostaną. Dziwny ten obraz i piękny, aż boję się swojej wyobraźni. Fabritius puszcza do mnie oko.

Autoportret, ok. 1645, olej na desce, Museum Boijmans Van Beuningen, Rotterdam
 
Autoportret z 1654 roku (inny tytuł to Młody mężczyzna w futrzanej czapce i zbroi) ukazuje już zupełnie innego człowieka, a przede wszystkim malowanego jaśniejszą paletą barw. Twarz jest bardziej surowa, spojrzenie śmielsze, włosy "okiełznane", albo obcięte, albo związane z tyłu głowy. Postać ukazana na jasnym, błękitnoszarym tle nieba i białych obłoków wydobywa się z niego kontrastem ubrania. Refleksy światła mistrzowskie, zwłaszcza ten na końcu nosa podkreślający jego kształt.

Młody człowiek w futrzanej czapce i zbroi lub Autoportret, 1654, olej na płótnie, National Gallery, Londyn
 
Dzieło, które najbardziej przypomina mi obrazy Rembrandta to Ścięcie Jana Chrzciciela z około 1654 roku. Widzę tu Rembrandta i Saskię, matkę malarza, refleksy światła na biżuterii, paletę barw - to wszystko świadczy o wielkim wpływie mistrza. Ale spójrzcie na mężczyznę na drugim planie, tego, który patrzy bezpośrednio na Was. To inne malarstwo, które wcale nie ma kompleksu mistrza, stoi na drugim planie i śmiało patrzy w oczy widzowi, bo za chwilę przejdzie na pierwszy plan sceny artystycznej. Tak właśnie odczytuję ten obraz i tam, z tyłu kadru stoi główny bohater.

Ścięcie Jana Chrzciciela, ok. 1640, olej na płótnie, Rijksmuseum, Amsterdam
 
Wskrzeszenie Łazarza, płótno ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie to temat zaczerpnięty z Ewangelii św. Jana, na wzór powstałego trzynaście lat wcześniej obrazu Rembrandta. Wokół sarkofagu zgromadził się tłum postaci podzielony na dwie grupy. Pierwsza z nich to rodzina Łazarza, druga to grupka Żydów. Każda z postaci reprezentuje inny typ, inne emocje. Jedni są przerażeni, inni się modlą, niektórzy niedowierzają temu, co widzą. Mężczyzna w turbanie stojący za sarkofagiem ma rysy Rembrandta. Ale wśród postaci można rozpoznać też Saskię i matkę Rembrandta. Ten obraz jest pewnego rodzaju hołdem złożonym mistrzowi.

Wskrzeszenie Łazarza, 1643, olej na desce, Muzeum Narodowe, Warszawa  
Rembrandt, Wskrzeszenie Łazarza, 1630, olej na desce, Los Angeles County Museum of Art.
 
Całe malarstwo Fabritiusa to była subtelna gra światła, skłonność do iluzji i ostateczna przewaga jasnych barw nad metodą światłocieniową. Ale to także znajomość historii, erudycyjne wykształcenie i dialog z dawnymi mistrzami. Tradycja iluzji sięga przecież czasów antyku (słynny spór Zeuksisa i Parrazjosa, czy przykład namalowanego konia, do którego rżały żywe wierzchowce), a Fabritius musiał znać historię malarstwa. Tak, jak Protogenes opisany przez Strabona w I w. p.n.e., który namalował kuropatwę ściągającą wzrok widzów, na przykład hodowców drobiu (! :)). A hodowcy drobiu"byli zachwyceni i przyprowadzali swe domowe ptactwo i usadzali je przed namalowaną kuropatwą, a ptaki te odzywały się gdakaniem do malowidła i przyciągały tym tłumy widzów". Lubię takie opisy. Tworzą moją rzeczywistość, rozbawiają mnie i uczą historii. Ale tutaj wydaje się, że Fabritius namalował Szczygła na jasnym, niemal białym tle po to, by powieszony na ścianie udawał domowego ptaka. Miała to być gra z widzem, choć rama (pozostały po niej ślady na desce obrazu) oraz sygnatura artysty świadczą o tym, że złudzenie nie miało być zupełne, ale rozpoznane jako pokaz maestrii malarza. Szczygły były dość popularne w XVII wieku, można było je, na przykład, nauczyć czerpać wodę małym wiaderkiem. 
Na koniec opowieści jeszcze jeden cytat z mojej żółtej książeczki cytatów z różnych książek:
"to mistrzowska riposta na całą koncepcję malarstwa iluzjonistycznego". (Donna Tartt)

Komentarze

Popularne posty