Tydzień z Verrocchiem. Subiektywna i emocjonalna relacja z florenckiej wystawy

Po powrocie z Florencji na moim profilu na FB przez siedem dni pisałam o dziełach Verrocchia i jego wpływie na innych włoskich artystów. Poniżej wszystkie wpisy, dzień po dniu.
Rozpoczynam "Tydzień z Verrocchiem". Każdego dnia opiszę jedno lub kilka dzieł artysty, który wreszcie doczekał się retrospektywnej wystawy we Florencji. Jego wpływ na sztukę Florencji, Toskanii, a wreszcie całych Włoch był ogromny, porównywalny ze wpływem Giotta czy Donatella.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień pierwszy.

Andrea del Verrocchio (wł. Andrea di Michele di Francesco di Cioni) wywarł ogromny wpływ na sztukę renesansowych Włoch. Recepcja jego twórczości sięga jednak dużo dalej, bo nawet współcześni artyści inspirują się rzeźbami i obrazami tego genialnego florentczyka. Niestety, jego uczniem był Leonardo da Vinci, którego geniusz znacznie przewyższył mistrza. Wystawa w Palazzo Strozzi jest udaną próbą skonfrontowania sztuki Verrocchia z twórczością artystów, którzy wyszli z jego warsztatu, współpracowali z nim, albo inspirowali się jego malarstwem, rzeźbą, rysunkami.
Dzisiaj kilka popiersi kobiet, wspaniałych, rzeźbiarskich dzieł, które rozpoczynają ścieżkę zwiedzania wystawy. "Dama z bukietem kwiatów" wyrzeźbiona przez Verrocchia około 1475 roku jest inspirowana podobnym popiersiem Desideria da Settignano. Trudno o pierwszeństwo, bo dzieła pozornie podobne różnią się od siebie wieloma detalami. Verrocchio ukazał ideał kobiecego piękna epoki Wawrzyńca Wspaniałego, arystokratki florenckiej o nienagannej moralności. Dłonie w popiersiu są innowacyjne, przed Verrocchiem artyści unikali ich obecności. Wyrzeźbione z dokładnością anatomii, ścięgnami, paznokciami, zgięciami i ruchem skóry. Marmur polerowany z różną intensywnością w różnych miejscach. Smukłe dłonie przyciągają, ale nie dominują pomimo tego, że są niespotykane w innych popiersiach. Lekkie przechylenie głowy dodaje kobiecie skromności, chociaż pomimo bogatego stroju i kunsztownej fryzury charakter tej młodej florentynki wydaje się być bardzo moralny, zgodny z obyczajami epoki. Tkanina sukni jest bardzo delikatna, lekka, zwiewna, subtelnie okrywająca ciało. Marszczenie na dekolcie rozszerza się ku dołowi ukrywając w fałdach niewielki biust. Chwilami dłonie wydają się być zbyt duże, jakby artysta chciała nadać im szczególną rolę. Rzeźba stała się wzorem dla artystów współpracujących z warsztatem Verrocchia. W tej samej sali znajduje się wspomniane wyżej popiersie kobiety Desideria da Settignano oraz drugie dłuta Verrocchia i jego warsztatu. Jako materiał porównawczy wyeksponowano studium rysunkowe dłoni Leonarda da Vinci. Sala pierwsza wystawy została zatytułowana "Pomiędzy Desideriem a Leonardem: portrety kobiece".

Tydzień z Verrocchiem. Dzień drugi.

"Dawid" Andrei del Verrocchio jest centralnym punktem w drugiej sali wystawy we florenckim Palazzo Strozzi. Otoczony przez płaskorzeźbione popiersia antycznych bohaterów oraz studia rysunkowe stanowi wynik rozmyślań artysty o tym, jak powinien wyglądać zwycięzca. Przed Verrocchiem "Dawida" odlał z brązu Donatello i wówczas, w połowie XV wieku było to bardzo innowacyjne przedsięwzięcie. Przede wszystkim była to pierwsza wolnostojąca rzeźba od czasów antyku. Średniowiecze używało rzeźby jako elementu dekoracyjnego w architekturze dlatego uważa się Donatella za artystę, który przywrócił tej dziedzinie sztuki jej pierwotne znaczenie. Verrocchio odlał figurę "Dawida" w latach 1473-1475. Dlaczego uważa się zatem, że jest to rzeźba innowacyjna? Nie dotarłam do wyjaśnień, ale mogę Wam przybliżyć swoje spojrzenie, na które wpływ miała narracja kuratorów wystawy florenckiej. Verrocchio rzeźbił popiersia kobiet i mężczyzn, a dużą część swojego czasu przeznaczył na antyczne postaci. Mamy więc w sali popiersie Olimpias lub Kleopatry, Scypiona Afrykańskiego, Aleksandra Wielkiego. Zestawione z podobnymi dziełami z warsztatu della Robbii oraz Desideria da Settignano tworzą ścieżkę do wyobrażenia sobie bohatera odległej historii. "Dawid" Verrocchia został więc przedstawiony jako suma rozważań artysty o charakterze i fizjonomii takiej postaci. To młody mężczyzna stojący w eleganckiej pozie, zrelaksowany, pewny siebie, ale nie pyszny. Miękko rzeźbione ciało jest mocne, a twarz ma wyraz nonszalancji, świadomości tego, że patrzą na niego stulecia widzów. Stąd uważam, że "Dawid" Verrocchia jest postacią uniwersalną i rzeźbiarzowi udało się uchwycić nie tylko charakter biblijnego bohatera, ale także charakter miasta. Dawid bowiem był jednym z symboli Florencji czasów renesansu. Narrację sali uzupełniają studia rysunkowe Verrocchia i Leonarda da Vinci.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień trzeci.

Na dzisiaj przypada rocznica urodzin Leonarda da Vinci, więc przeskoczę kilka sal wystawienniczych z Palazzo Strozzi, by opisać Wam pewną terakotową rzeźbę i swoje krytyczne wobec niej uwagi.
Z całą pewnością kuratorom wystawy udało się stworzyć pełną retrospekcję twórczości Verrocchia oraz jego wpływu na sztukę Florencji, Toskanii i innych regionów Italii. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że i tym razem genialny uczeń przechytrzył swojego mistrza, a kuratorzy, a głównie Francesco Caglioti w taki sposób poprowadzili odbiorcę, by ostatnia sala prezentująca rzeźbę była jedynie ukoronowaniem tego, o czym myśli się podczas całego zwiedzania. Właściwie w każdej sali wzmiankuje się o Leonardzie prezentując sporo jego studiów rysunkowych i pisząc o nim w kontekście innych artystów (tablice informacyjne). Jednak dochodząc do ósmej sali niewielka terakotowa rzeźba "Madonny ze śmiejącym się Dzieciątkiem" staje się niejako na naszych oczach dziełem Leonarda. Kurator bowiem zestawił ją ze studiami rysunkowymi Leonarda i Lorenza di Credi (tutaj wyjaśnienie: w poprzedniej sali prezentuje się ołtarzowy obraz rozpoczęty przez Verrocchia i zakończony przez Lorenza di Credi i rozważa kwestię wcześniejszej atrybucji jednego z terakotowych aniołów przypisywanych w 2015 roku Leonardowi na podstawie "Zwiastowania" Lorenza di Credi przy wciąż dyskutowanym autorstwie Mistrza z Vinci - problem zostanie opisany przy podsumowaniu tygodnia). Nie mamy jednak żadnego dzieła Antonia Rossellina, a taką tabliczkę znamionową nosi rzeźba w Muzeum V&A w Londynie, skąd została wypożyczona. Atrybucji dokonał historyk sztuki John Pope-Hennessy w 1964 roku i kilka lat później potwierdził to dodatkowym artykułem. Niestety obecny kurator wystawy, profesor Caglioti uważa, że wnioski Pope-Hennessy'ego są niewystarczające i potwierdza swoją tezę jednoznacznie. Francesco Caglioti jest profesorem i specjalistą od rzeźby renesansowej na uniwersytecie w Neapolu, a już w wieku 8 lat sporządził katalog dzieł Luwru. Trudno dyskutować z takim autorytetem, ale krytyczne głosy pojawiają się szczególnie w mediach włoskich i angielskich. Moim zdaniem rozpoczęta przez Cagliotiego (a także współpracującą z nim przy wystawie Andreę De Marchi) dyskusja jest potrzebna, ale przeciętny widz zostaje poprowadzony w sposób bardzo sugerujący sposób myślenia. W skrócie, czego mi zabrakło na wystawie i w katalogu:
- rzeźby porównawczej Antonia Rossellino
- opisu warsztatu Antonia Rossellino
- porównania rzeźby ze studiami rysunkowymi innych artystów, w tym z Donatellem (kwestia innowacyjności rzeźby), Verrocchiem i Desiderio da Settignano (bo od 1899 roku także tym dwóm rzeźbiarzom przypisywano dzieło)
- przedstawieniem (nawet w multimedialnej formie) dorobku malarskiego Leonarda.
Nie zmienia to faktu, że dzisiaj urodziny Leonarda da Vinci, jednego z największych geniuszy sztuki naszej cywilizacji. Mistrzowi dziękuję za liczne wzruszenia i ciągłą medialną obecność.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień czwarty.

Trzy Madonny - pomiędzy malarstwem a rzeźbą. Verrocchio zaczął malować dość późno, ale po 1470 roku powstały dzieła, które mocno oddziaływały na twórczość innych artystów. Dwa obrazy ukazujące Madonny z Dzieciątkiem Verrocchio malował niemal równocześnie z pracą rzeźbiarską dla Orsanmichele ("Niewierny Tomasz") oraz z obrazem dla San Salvi ("Chrzest Chrystusa", wspólnie z Leonardem). "Madonna di Volterra" nazwana tak, bo w XIX wieku należała do rodziny Contugi, która mieszkała w Volterze, etruskim miasteczku, jest jednym z arcydzieł XV stulecia. Tak określiła je kuratorka, Andrea De Marchi, ale czytałam o tym już przed wystawą i później dokładnie przyjrzałam się obrazowi, żeby go zrozumieć. Malarsko dzieło jest bardzo linearne, nawet w strefach światłocienia. Mamy mocne linie, dużo kontrastów, śmiałe operowanie barwami, ale także subtelne cieniowania na twarzach i dłoniach oraz wyjątkowej urody przezroczyste fragmenty tkanin. To, co zwraca uwagę w pierwszej chwili to kompozycja, scena dość popularna w XV wieku, harmonijna i spójna. Ale patrząc dłużej można dostrzec niebywały krajobraz, naturalny, a jednak sprawiający wrażenie pewnego układu geometrycznego, uspokajającego wzrok. Prawdopodobnie nieco idealizowany pejzaż koresponduje z idealizowanymi twarzami Madonny i dwóch aniołów. Madonna adorująca Dzieciątko podtrzymywane przez anioła z prawej jest trochę monumentalna, ma zbyt długi tułów, a pod obfitymi szatami nie maluje się kształt jej ciała. Mimo to zarówno ona, jak Dzieciątko są delikatni, uduchowieni, zmysłowi. Obraz jest wyjątkowo spokojnym dziełem, bardzo eleganckim, jeśli można tak powiedzieć o dziele malarskim. Z tych tradycji wywodzi się późniejsza twórczość Perugina, Rafaela, Botticellego, a nawet Pinturricchia z jego zamiłowaniem do detalu. Warto wspomnieć, że po raz pierwszy obraz przypisał Verrrocchiowi Bernard Berenson w latach 30-tych XX wieku.
Drugim obrazem Verrocchia w sali jest "Madonna z Dzieciątkiem" ze zbiorów berlińskich i na podstawie tej kompozycji kuratorka poprowadziła zwiedzających przez kolejne dwie sale prezentując jej wpływ na kolejne pokolenia. Płaskorzeźbiona "Madonna z Dzieciątkiem" z florenckich zbiorów Bargello to mistrzowskie użycie dłuta dla ukazania łagodnego światłocienia. Pierwszym artystą, który zainspirował się tą rzeźbą był Francesco di Simone Ferrucci. O jego pracach wkrótce.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień piąty.

Podczas prac nad rzeźbą "Madonny ze śmiejącym się Dzieciątkiem", którą kurator wystawy, Francesco Cagliati, uznał za dzieło Leonarda da Vinci, przeanalizowano także inne rzeźby pod kątem ewentualnej atrybucji. I dzisiaj opiszę Wam (ze swojego punktu widzenia) dwa terakotowe anioły, niegdyś przeznaczone do katedry w Pistoi. Przedostatnia, siódma sala wystawy prezentuje duży obraz ołtarzowy rozpoczęty przez Verrocchia i ukończony przez Lorenza di Credi, jego ulubionego ucznia. Dzieło było przeznaczone do kaplicy wzniesionej w pobliżu katedry z Pistoi, natomiast dwa anioły oraz zupełnie innowacyjna płaskorzeźba do samej katedry jako dekoracja cenotafu kardynała Niccolo Forteguerri. Wykonanie marmurowego cenotafu powierzono Francesco di Simone Ferrucciemu, ale terakotowe bozzetta pochodzą bezpośrednio z warsztatu Verrocchia. Jednak w 2013 roku Edouardo Villata (profesor historii sztuki katolickiego uniwersytetu w Mediolanie) postawił tezę do otwartej dyskusji o możliwym autorstwie Leonarda w przypadku lekko uśmiechającego się anioła. Tezę poparła Maria Teresa Fiorio (historyczka sztuki z Mediolanu, specjalistka od sztuki renesansu) w 2015 roku. Profesor Caglioti (kurator obecnej wystawy) wykorzystał ich badania do swojej pracy nad rzeźbą "Madonny...", chociaż nie są one kluczowe w przypadku jego tezy. Na wystawie są prezentowane bozzetta, czyli modele do właściwej rzeźby. Z lewej strony mamy uśmiechającego się anioła przypisanego przez Villatę Leonardowi, z prawej zaś prawdopodobną pracę Verrocchia. Płaskorzeźby różnią się takimi niuansami, że mnie, zwykłemu odbiorcy, trudno dopatrzeć się różnic w kluczowych elementach badanych przez historyków. A są tu nimi ułożenie draperii stroju, wyraz twarzy, dłonie i włosy. Owszem, wiedząc, że takie badania mają miejsce, zaczynam dostrzegać różnice, ale przyznacie, że to piekielnie trudna praca i jestem pełna podziwu dla znajomości rzeźby ludzi, którzy widzą takie detale.
Chciałabym także zwrócić uwagę na bozzetto będące modelem dla cenotafu kardynała Forteguerri. Został zidentyfikowany jako praca Verrocchia, która została doceniona przez samego Wawrzyńca Wspaniałego, który interweniował, by Verrocchio otrzymał zlecenie na wykonanie cenotafu. Rada miasta Pistoi chciała bowiem przekazać pracę innemu artyście, Piero del Polaiolo. Unikatowość bozzetta, jego innowacyjność i kunszt przekonały Wawrzyńca Medyceusza, który był przecież niezwykłym mecenasem i znawcą sztuki. Dzisiaj mamy okazję oglądać te dwa dzieła w jednym miejscu. Anioły są bowiem częścią zbiorów muzeum Luwru, zaś terakotowy model cenotafu jest na stałe prezentowany w V&A Museum w Londynie.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień szósty.

Podobno, kiedy Verrocchio zobaczył anioła namalowanego przez Leonarda w "Chrzcie Chrystusa" postanowił nigdy więcej nie brać pędzla do ręki. Tak pisał o tym Vasari: "(…) Pomagał mu przy tym Leonardo da Vinci, wówczas jeszcze jego bardzo młody uczeń, i on to wykonał własnoręcznie postać anioła, o wiele lepiej malowaną od innych postaci obrazu. To stało się przyczyną, że Verrocchio postanowił nigdy już nie brać pędzla do ręki, gdyż okazało się, że Leonardo, choć tak młody, lepiej malował niż jego mistrz".
Na szczęście to tylko anegdota i przez całe życie Verrocchio malował obrazy, rysował, a także tworzył freski. Kuratorka wystawy, Andrea De Marchi, specjalistka od malarstwa renesansowego, znakomicie pokazała wpływ malarstwa Verrocchia na malarzy florenckich (Ghirlandaio, Botticelli), umbryjskich (Periguno i Rafael), czy tworzących w Rzymie (Pinturricchio). Badacze sztuki porównują zwykle takie detale, jak draperie tkanin, czy światłocień. Na światło bardzo zwracam uwagę, na draperie mniej, bo pomimo studiów i ćwiczeń w tym zakresie, trudno mi to pojąć i często brak cierpliwości. Natomiast inne detale widzę doskonale. Lubię przyglądać się dłoniom, pejzażom w tle, biżuterii, czy detalom architektonicznym. Dzisiaj prezentuję Wam zatem kilka detali z obrazów wybranych przez kuratorkę. Mamy Verrocchia, którego już pokazywałam, ale wart jest drugiej odsłony, bo on niego wywodzą się bezpośrednio Madonny Perugina i Pinturricchia. Cechą charakterystyczną jest kompozycja Madonny przytrzymującej Dzieciątko stojące na parapecie. Nic szczególnego, ale kiedy ogląda się te obrazy na żywo, widać, kto z artystów potrafił stworzyć iluzję głębi i dać widzowi możliwość uczestniczenia w scenie. Uważam, że Verrocchio i Perugino dali radę, obraz Pinturricchia natomiast jest dość płaski. Wiadomo jednak, że nikt, jak Pinturricchio nie lubował się w przedstawianiu detali architektonicznych i oto mamy niezwykły przykład tej umiejętności. Poza podobną do Verrocchia kompozycją, pejzażem i biżuterią Marii Pinturricchio zachował swój indywidualny styl, to, co tworzy artystę rozpoznawalnym. Nie do końca wiem w tej chwili, czy lubię Pinturricchia, ale interesuje mnie jego rysunek, kontur, precyzja i rozkładanie się obrazu na lewe i prawe oko. Zdumiewające doświadczenie. Ale spinającym obrazy punktem okazała się broszka na piersi Marii. Na pierwszy rzut oka ta sama, ale po chwili zupełnie inna, stylistycznie i kolorystycznie. Takie detale mnie bardzo cieszą.

Tydzień z Verrocchiem. Dzień siódmy i podsumowanie.

Retrospektywna wystawa sztuki Verrocchia we Florencji jest wielkim wydarzeniem kulturalnym. Szkoda, że w Polsce tak niewiele się pisze o wystawach tego formatu. Kuratorzy pokazali nie tylko przegląd całego życia artysty, który malował, rysował, tworzył freski, rzeźbił w drewnie, marmurze, terakocie, podróżował do różnych miejsc we Włoszech i wpływał na sztukę całej Italii. Oczywiście, o czym pisałam, wydarzenie wspiera obchody roku Leonarda da Vinci, bo Verrocchio był jego mistrzem. Pisałam też o tym, że Leonardo nieco zdominował Verrocchia, ale tak jest z genialnymi artystami i nam pozostaje doceniać to, że dzięki takim nazwiskom wciąż trwa dyskusja w kulturze, wciąż otwierają się nowe wątki do badania sztuki sprzed 500 lat.
W dniu podsumowania wybrałam dla Was kilka dzieł z wystawy, które zrobiły na mnie wrażenie. Niektóre z nich widziałam wcześniej, ale jako kolejny sukces wystawy można zaliczyć kontekst kulturalny, w którym kuratorzy ustawili te dzieła, by pokazać mi je w nowym świetle. Narracja jest bowiem równie ważna, jak samo dzieło. Kurator zaś jest pomostem między artystą a widzem. W moim "Tygodniu z Verrocchiem" ja starałam się być takim pomostem dla Was, ale moje wrażenia były bardzo osobiste i nawet nie starałam się pozostawać obiektywna.

Dzieło pierwsze: popiersie "Damy z bukietem kwiatów". Pisałam już o nim, ale wierzcie mi, że to arcydzieło, które na wystawie zyskało więcej urody i stało się bardziej interesujące poprzez otaczające go inne dzieła sztuki. Eksponowane obok popiersie Desideria da Settignano, które cenię ze względu na lekkość, subtelność rytów, naturalizm to rzeźba podobna na pierwszy rzut oka. W detalach różnice są duże, bo Desiderio skupił się na delikatności rzeźby, a Verrocchio starał się nadać charakteru portretowanej kobiecie. Widać to w takich szczegółach, jak lekkie pochylenie głowy w bok, zmrużone oczy patrzące jakby spod rzęs, co miało z pewnością symbolizować skromność niewieścią. Zagłębienie w szyi jest kolejnym detalem, który zbliża popiersie do rzeczywistej osoby.

Dzieło drugie: rysunek "Madonny z Dzieciątkiem" Fra Filippo Lippiego. Większość z Was zna zapewne obraz przedstawiający piękną Lukrecję Buti, mniszkę, którą uwiódł Lippi, a o której pisałam ("Jak piękna mniszka świętą Panienką została"). Otóż ten rysunek, który na wystawie poprzedza dzieło Botticellego jest bezpośrednim studium do "Madonny z Dzieciątkiem", obrazu olejnego, do którego pozowała Lukrecja. Rysunek jest zachwycający z dwóch powodów. Przede wszystkim to skończone dzieło, a nie tylko szkic przygotowawczy, a kreska Lippiego jest tak poprowadzona, że stwarza iluzję głębi. Nacisk białego sztyftu raz mocniejszy, raz delikatniejszy, następnie cieniowany w wielu miejscach oddala nas i przybliża do obrazu. To, co przyciąga najbardziej, to dłonie Madonny, rysowane tak, jakby były pełnoplastyczne. Żałuję, że nie zobaczyłam tego rysunku obok dzieła olejnego, ale rozumiem zamysł kuratorki: Fra Filippo Lippi oddziaływał na malarstwo Botticellego. Botticelli natomiast, kiedy wyzwolił się z maniery swojego mistrza, zaczął czerpać inspirację ze sztuki Verrocchia.

Trzecim dziełem jest rzeźba "Putta z delfinem", którego konserwację miałam okazję oglądać w jednej z sal Palazzo Vecchio w lutym br. Znam to dzieło dobrze, bo kilka razy widziałam je w Museo Bargello, a jego wierna kopia znajduje się na dziedzińcu Palazzo Vecchio. Nie trzeba kupować biletu do muzeum, żeby obejrzeć fontannę z puttem. To odlew z brązu, który stanowi pewien pomost między antykiem, a rzeźbą renesansową, bo Verrocchio inspirował się sztuką Donatella. Posąg putta był przeznaczony do fontanny w Careggi dla Wawrzyńca Wspaniałego, ale Kosma Medyceusz przeniósł rzeźbę na dziedziniec Palazzo Vecchio i tam pozostawiono ją do czasu, aż w 1959 roku została wymieniona na kopię. Posąg jest wizerunkiem ładnego dziecka o pulchnym ciele i zdrowej twarzy. Zestawiony z rzeźbioną głową chłopca Desideria da Settignano, ale właściwie można się cofnąć o kilka sal i spojrzeć na Madonny Verrocchia. Artysta miał umiejętność malowania dzieci, co nie było tak powszechne, bo nawet Fra Filippo Lippi potrafił stworzyć wizerunek dziecka, na które ciężko patrzeć.

Dziękuję za uwagę, zapraszam na kolejne tygodnie ze sztuką.

Komentarze

Popularne posty