Dżuma w Gdańsku

Europa przetrwała największą epidemię dżumy w XIV wieku. Źródła opisują sceny samotnej śmierci, powstawania pierwszych miejsc odosobnienia, lekarzy w „ptasich” maskach, zbiorowych grobach, procesjach i modlitwach, okadzaniu domów i siebie dymem, uciekaniu na wieś, próbach zapomnienia o strasznych czasach [1], [2]. "Czarna śmierć” była postrachem w czasach średniowiecza, zdaje się, że od VI wieku, ale pojawiała się w Europie regularnie i wyludniała głównie skupiska miejskie, tam, gdzie miała możliwość szybkiego rozprzestrzeniania się. W kategoriach „gniewu bożego” traktowało się dżumę nawiedzającą Europę do XVIII wieku. W Gdańsku największą epidemią, jeśli chodzi o liczbę ofiar, była ta w 1709 roku. Śmierć zabrała wówczas około połowy mieszkańców miasta i okolic. Historycy wskazują źródło choroby w bitwie pod Połtawą, która miała miejsce w lipcu 1709 roku na ziemiach Ukrainy podczas wielkiej wojny północnej [3]. Armia szwedzka rozpoczęła oblężenie Połtawy w kwietniu 1709 roku, ale została ostatecznie pobita przez Rosjan. Czemu zatem tak odległe miejsce jest wiązane z przyczynami letniej epidemii w Gdańsku? Badacze uważają, że rozkładające się po bitwie ciała spowodowały rozprzestrzenianie się „morowego powietrza”. Idąc tym tropem myślenia, można uznać, że wojna północna, a nie tylko jej bitwa w określonym dniu była przyczyną epidemii. Z wojen nigdy nie wynika nic dobrego, od zarania dziejów są one decyzjami ludzi na stanowiskach, a kiedy się kończą, nikt nie potrafi powiedzieć, o co na początku zamierzało się walczyć. Tragedie przeciętnego człowieka nie zapisują kart historii. Nie znamy też nazwisk większości ofiar epidemii w Gdańsku. Dżuma zbierała swoje żniwo od lipca do listopada. Wcześniej, w 1708 zaatakowała takie miasta, jak Płock, Chełmno, Toruń, Grudziąc i Bydgoszcz. W owym czasie Gdańsk rozwijał się gospodarczo i kulturalnie. Kwitł handel, mieszkańcy się bogacili, kształcili, podróżowali, a do czasu dżumy 1709 roku Gdańska nie nawiedziła żadna poważna choroba w ciągu ostatnich 50 lat. Najstarsi mieszkańcy pamiętali epidemię z czasów po potopie szwedzkim (1655-1660, w mieście zmarło wówczas około 13 tysięcy ludzi), co dla większości było zbyt odległą historią. Trzeba przyznać, że już w 1708 roku władze Gdańska podjęły środki zapobiegawcze, bo zabroniono hodowi trzody w miejscach publicznych i zarządzono usuwanie padliny i odpadów z miejsc publicznych. Wprowadzono także zakaz wyrzucania padliny do Motławy i nakazano opróżnianie skrzyń z nieczystościami. Nie było jednak paniki, bo zima była mroźna, co uspokajało władze Gdańska. Mróz trzymał do... 11 maja i dopiero tego dnia do portu wpłynął pierwszy statek w 1709 roku. Jednak już w marcu pierwsi gdańszczanie zaczęli chorować, a w czerwcu miasto błyskawicznie ogarnęła epidemia. Podejrzewano, że choroba najprawdopodobniej przybyła drogą rzeczną – z flisakami wiślanymi, dlatego przestano ich wpuszczać do miasta. Realia były takie, że na oczach niemal każdego mieszkańca umierali inni. Chorzy nie mogli opuszczać domów, a do miasta dostarczano towary, które poddawano „odkażaniu” (myto je wodą lub okadzano, a płótno i sukno wietrzono w specjalnych składach). Domy okadzano palonym jałowcem lub wysuszonym końskim nawozem. Podobno rzemieślnicy pracujący z bursztynem najrzadziej zapadali na chorobę, okadzano więc domy kadzidłem bursztynowym. Dzisiaj my, gdańszczanie, szczycimy się srebrami epoki nowożytnej i tu ciekawostka: istnieją źródła, które mówią o ssaniu srebrnych łyżeczek, szczególnie przez dzieci, bo wierzono w magiczną moc srebra. Uważano, że „stojące powietrze” jest nagroźniejsze, więc próbowano je rozpędzić na wszelakie sposoby, między innymi przez strzelanie z broni prochowej. W diecie zalecano spożywanie dużej ilości czosnku, liści bobkowych, mięsa drobiowego i cielęcego oraz ryb, a starano się unikać ciężkostrawnych potraw. Wierzono w wysoką temperaturę potraw, więc nawet piwo podgrzewano, natomiast unikano wódki, jako trunku ułatwiającego przyswajanie zarazy. Metody leczenia bywały bolesne. Chorym, którzy w miejscach węzłów chłonnych miewali guzy, nacinano skórę, by oczyścić ją z gromadzącej się we wrzodach wydzieliny. Lekarze bywali wyposażeni w metalowe laseczki, których końcówki rozżarzali i dotykali nimi owrzodzonych ran. Nacierano się octem lub olejkiem cytrynowym, sok cytrynowy dodawano też do napojów. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się dżumy, w usta zmarłych wkładano kawałki chleba, które jednak były rozkradane przez głodną biedotę, pomimo tego, że w określone dni w mieście rozdzielano chleb pod nadzorem Urzędu Dobroczynności. Czego zaniechano? Przede wszystkim władze Gdańska nie zdecydowały się na radykalne zamknięcie miasta. Nie zamknięto publicznych miejsc, jak Dwór Artusa, czy trwający Jarmark Dominikański lub inne targi. Ogłoszenie stanu epidemii wystraszyłoby przecież inne handlowe miasta, zapewniano zatem, że odnotowano wzrost zgonów, ale tylko w dzielnicach biedoty. Zakazano informowania innych miast o zarazie. Za złamanie zakazu groziły kary pieniężne, areszt, a nawet śmierć. W dniu 25 czerwca wydano nawet specjalne rozporządzenie „przeciw fałszywym pogłoskom wyolbrzymiającym skalę gnębiącej miasto dżumy, rozprzestrzenianie których przynosi miastu złą sławę i szkody". W tym czasie Elbląg zapanował nad zarazą zamykając miasto i izolując pierwsze przypadki zachorowań. Podejmowano kroki mające uchronić Gdańsk i zminimalizować straty, ale kiedy współcześni historycy zbadali wpływy do kasy miasta z tytułu specjalnej przepustki opłacanej w celu przyjazdu kupców żydowskich (tzw. Judengeleit), okazało się, że ich wysokość nie różniła się od wpływów poprzednich lat. Natomiast w 1709 roku przez Gdańsk przeszło więcej zboża niż w latach ubiegłych! Z powodu trwającego jarmarku dominikańskiego dostęp do miasta był uproszczony. Pieniądze z handlu ceniono bardziej niż życie ludzkie. Miasto opłacało 15 chirurgów (ze strachu przed dżumą wielu lekarzy uciekło z Gdańska), otwarto szpitale i cmentarze na obrzeżach miasta, między innymi Dom Zarazy [4]. We wrześniu rada zwróciła się o pomoc do sąsiednich miast z prośbą o przysłanie lekarzy, ale spotkało się to z odmową. Należy jednak przyznać, że pomimo napływu biednej ludności na przedmieścia, inne choroby, poza dżumą, nie zbierały śmiertelnego żniwa, jak to działo się, na przykład, w Królewcu, jednym z głównych partnerów handlowych Gdańska. Inne choroby, jak tyfus, krwawa biegunka, czy ospa, były wynikiem zaniedbania higieny lub głodu. W Gdańsku warunki sanitarne były dobre, bo rygorystycznie przestrzegano zaleceń oraz zaopatrywano mieszkańców w chleb, jak napisałam wyżej. Z miasta nie uciekł też żaden urzędnik. Naturalnie zarabiały kościoły, bo nie rezygnowały z opłat za pogrzeby (chociaż, na przykład, nie było w tym czasie ślubów), ale też drukarze, którzy wystawiali świadectwa zdrowia, rosły ceny żywności, desek na... trumny. No i co zwykle dzieje  się w czasie i po ustąpieniu epidemii, rozwinęła się literatura medyczna, co dzisiaj jeży nam włosy na głowie, ale kto wie, czy za trzysta lat dzisiejsze metody leczenia nie będą przyjmowane podobnie. Zmarłych chowano w masowych grobach, przeważnie poza miastem. Niestety grabarzy było tylko kilkunastu. Masowe groby dzisiaj nie istnieją jako cmentarze (okolice Bramy Oliwskiej i Bramy Żuławskiej [5]). Zaraza rozprzestrzeniała się do listopada, po czym zaczęła wygasać. Zaobserwowano powroty ptaków do miasta, a oficjalnie ogłoszono koniec epidemii w kwietniu 1710 roku. Oficjalnie podano liczbę ponad 22 tysięcy ofiar dżumy w tym okresie oraz około 8 tysięcy ofiar na przedmieściach Gdańska. Stanowiło to połowę ówczesnej ludności.
W 2009 roku w Gdańsku zorganizowano sympozjum na temat zarazy, która zmieniła życie gospodarcze, kulturalne i polityczne miasta i regionu.
Podczas pisania artykułu korzystałam z książki pod red. E. Kizika oraz artykułu dr Liliany Lewandowskiej z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika oraz skorzystałam z merytorycznej pomocy sąsiada, Łukasza Darskiego, który ustalił na potrzeby artykułu miejsce dawnej Bramy Żuławskiej.
[1] link do artykułu o dżumie w Europie XIV wieku i genezie słowa ‘kwarantanna’
[2] link do artykułu o dżumie i niechęci Europy do kąpieli
[3] 1700-1721 wojna północna, Szwecja vs. Rosja, Prusy, Dania, Norwegia, August II Mocny jako elektor saski oficjalnie poparł cara Piotra I Wielkiego, wojna w dużej mierze toczyła się na ziemiach polskich.
[4] Dom Zarazy w Oliwie znajduje się kwadrans drogi spacerem od mojego domu. Jego historię i rolę, jaką pełnił w 1709 roku opiszę w kolejnym poście.
[5] Brama Żuławska znajdowała się w drugim pierścieniu murów Gdańska. Dzisiaj to ulica Elbląska, miejsce opływu Motławy, mniej więcej pomiędzy obecnym Technikum Samochodowym, a kościołem pw. Matki Bożej Bolesnej. Bramę rozebrano w 1925 roku, a jej nazwę przyjęła zbudowana w pierwszym pierścieniu w 1628 roku Brama Długich Ogrodów.

Komentarze

  1. Dziękuję bardzo. Ten blog tak pozostał, ale już przez wiele miesięcy nic tu nie publikowałam. Zapraszam na stronę na FB, tam dość regularnie piszę o sztuce, historii i kulturze. https://www.facebook.com/inarsveritas

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty