Kwiaty Racheli
Martwe natury kwiatowe nie powinny być nazywane martwymi. W ogóle mam problem z tym określeniem, nigdy mi nie pasowało do przedstawień owoców w koszach, tac śniadaniowych, przepięknie malowanych kieliszków, skrzypiec, kwiatów... Bo sami popatrzcie na obrazy Rachel Ruysch. Czy to Martwe Natury???
Rachel Ruysch (urodzona w 1664 roku) była holenderską malarką słynącą z przedstawień bukietów kwiatowych. Tworzyła na przełomie XVII i XVIII wieku, malując głównie kwiaty. Była córką anatoma i botanika, Frederika Ruyscha oraz Marii Post, której ojciec był uznanym architektem. Zdolności rysunkowe i malarskie odziedziczyła więc w genach, a ojciec, jako malarz amator wspierał ją w artystycznych zajęciach. Już w wieku 15 lat została uczennicą słynnego malarza z Delft - Willema van Aelsta. To, że jej mistrz słynął z martwych natur (i tu nie będę się spierać o nazewnictwo, bo Willem gustował w scenach myśliwskich, czyli pokazywał martwe zwierzęta) na pewno pomogło jej wybrać własną drogę artystyczną. Ojciec Rachel miał w domu pokaźną kolekcję zwierzęcych szkieletów, próbek minerałów, suszonych roślin i książek. Dziewczyna od najmłodszych lat obcowała więc z tym, co rozbudzało jej ciekawość i umożliwiało kształcenie się na wyższym poziomie, niż jej rówieśników.
Szybko zaczęła sygnować i sprzedawać swoje obrazy. Popyt w Holandii na malowane kwiaty był ogromny, a utalentowana artystka nie tylko pracowała jako malarka (prawdopodobnie była członkinią cechu św. Łukasza), ale nauczyła malować swoją młodszą siostrę, Annę. Była związana z artystycznym środowiskiem. Studio jej mistrza znajdowało się obok pracowni malarskiej Marii van Oosterwijck, malarki kwiatów. Przez kilka lat współpracowała z Marią i Janem Moninckx, Alidą Withoos i Johanną Heleną Herolt-Graff, malarzami kwiatów związanymi z ogrodem Agnes Block, kolekcjonerką, botaniczką i miłośniczką ogrodów.
W 1693 roku poślubiła Juriaena Pool, także malarza, portrecistę, ale o wiele mniej utalentowanego. Wystarczy wspomnieć o tym, że o Juliaenie pisze się jako o mężu Rachel Ruysch. Małżeństwo doczekało się dziesięciorga dzieci (!), a mimo to Rachel wciąż malowała i realizowała zamówienia dla międzynarodowych klientów. W 1699 roku rodzina przeniosła się do Hagi i tam, dwa lata później, ona i jej mąż zostali członkami gildii malarzy. Rachel jako pierwsza kobieta uzyskała członkostwo w akademickim elitarnym klubie artystycznym Confrerie Pictura. W 1708 roku zaproponowano jej stały kontrakt w sądzie w Dusseldorfie oraz została nadworną malarką księcia Johanna Wilhelma Wittelsbacha. Funkcję pełniła do śmierci księcia w 1716 roku.
Rachel wyspecjalizowała się w układaniu kwiatów w wazonie w taki sposób, że wyglądały bardzo naturalnie i pozwalały jej na ukazanie trójwymiarowości, co szczególnie w jej pracach zachwyca. Była bardzo dokładna, znakomicie rysowała i skupiała się na detalach. Kompozycje kwiatów były w większości asymetryczne, tło ciemne, każdy płatek kwiatowy precyzyjnie malowany. Ciemne tło było przemyślane jako wspaniale wydobywające trójwymiarowość roślin pierwszego planu. Mniej natomiast mówi się o symbolice jej obrazów, bo przy takiej obfitości kwiatów trudno wychwycić przesłanie. I chyba nie o to chodziło malarce, chociaż żyjąc w epoce emblematyki musiała znać symbolikę każdego malowanego kwiatu.
Pojawiające się w jej wczesnej twórczości nieliczne motyle, grzyby, a nawet gady, zniknęły z obrazów po kilku latach. Skupienie się na kwiatach przyniosło jej sukces, a nam, dzisiaj, jedne z piękniejszych zatrzymanych chwil na płótnie.
W ciągu całego życia Rachel Ruysch namalowała setki obrazów. Do czasów obecnych zachowało się ich około 250. Uważana za jedną z bardziej utalentowanych artystek, a jednak wciąż bywa pomijana w podręcznikach sztuki.
Szybko zaczęła sygnować i sprzedawać swoje obrazy. Popyt w Holandii na malowane kwiaty był ogromny, a utalentowana artystka nie tylko pracowała jako malarka (prawdopodobnie była członkinią cechu św. Łukasza), ale nauczyła malować swoją młodszą siostrę, Annę. Była związana z artystycznym środowiskiem. Studio jej mistrza znajdowało się obok pracowni malarskiej Marii van Oosterwijck, malarki kwiatów. Przez kilka lat współpracowała z Marią i Janem Moninckx, Alidą Withoos i Johanną Heleną Herolt-Graff, malarzami kwiatów związanymi z ogrodem Agnes Block, kolekcjonerką, botaniczką i miłośniczką ogrodów.
W 1693 roku poślubiła Juriaena Pool, także malarza, portrecistę, ale o wiele mniej utalentowanego. Wystarczy wspomnieć o tym, że o Juliaenie pisze się jako o mężu Rachel Ruysch. Małżeństwo doczekało się dziesięciorga dzieci (!), a mimo to Rachel wciąż malowała i realizowała zamówienia dla międzynarodowych klientów. W 1699 roku rodzina przeniosła się do Hagi i tam, dwa lata później, ona i jej mąż zostali członkami gildii malarzy. Rachel jako pierwsza kobieta uzyskała członkostwo w akademickim elitarnym klubie artystycznym Confrerie Pictura. W 1708 roku zaproponowano jej stały kontrakt w sądzie w Dusseldorfie oraz została nadworną malarką księcia Johanna Wilhelma Wittelsbacha. Funkcję pełniła do śmierci księcia w 1716 roku.
Rachel wyspecjalizowała się w układaniu kwiatów w wazonie w taki sposób, że wyglądały bardzo naturalnie i pozwalały jej na ukazanie trójwymiarowości, co szczególnie w jej pracach zachwyca. Była bardzo dokładna, znakomicie rysowała i skupiała się na detalach. Kompozycje kwiatów były w większości asymetryczne, tło ciemne, każdy płatek kwiatowy precyzyjnie malowany. Ciemne tło było przemyślane jako wspaniale wydobywające trójwymiarowość roślin pierwszego planu. Mniej natomiast mówi się o symbolice jej obrazów, bo przy takiej obfitości kwiatów trudno wychwycić przesłanie. I chyba nie o to chodziło malarce, chociaż żyjąc w epoce emblematyki musiała znać symbolikę każdego malowanego kwiatu.
Pojawiające się w jej wczesnej twórczości nieliczne motyle, grzyby, a nawet gady, zniknęły z obrazów po kilku latach. Skupienie się na kwiatach przyniosło jej sukces, a nam, dzisiaj, jedne z piękniejszych zatrzymanych chwil na płótnie.
W ciągu całego życia Rachel Ruysch namalowała setki obrazów. Do czasów obecnych zachowało się ich około 250. Uważana za jedną z bardziej utalentowanych artystek, a jednak wciąż bywa pomijana w podręcznikach sztuki.
Komentarze
Prześlij komentarz