Pięć rzeczy, które kocham w malarstwie Botticellego

Sandro Botticelli. Jedna z moich pierwszych miłości, pomimo dysproporcji ciał kobiecych, brudnych paznokci u stóp Wenus, uleganiu wpływom Savonaroli. Niezmiennie mnie wzrusza i dzisiaj kilka słów na temat kilku obrazów lub detali z tych obrazów. 


Po pierwsze - kreska

Rysunek był znakiem rozpoznawczym florenckiego malarstwa quattrocenta. Być może wiecie, na czym polegały spory rysunek czy barwa, malarstwo czy poezja lub rzeźba czy malarstwo. Były to popularne dyskusje przenoszone do dzienników, biografii, traktatów i listów. Rzeźbiarze udowadniali, że rzeźba przewyższa malarstwo dwadzieścia razy, a dyskusje o wyższości poezji nad malarstwem pod hasłem ut pictura poesis, czyli porównujące te dwie dziedziny twórczości stały się codziennością w arystokratycznych kręgach. Wszelkie tego typy porównania są dzisiaj dla mnie źródłem wiedzy i przyjemności czytania. Nie skłaniam się ku żadnej opcji, ale malarstwo florenckie było dla mnie punktem wyjścia do rozważań o sztuce w ogóle. Botticelli i jego rysunek, charakterystyczna kreska, kontur, który później wypełniony barwami nie znikał pod warstwami farby, fascynował mnie tak, że podejmowałam próby kopiowania detali jego obrazów: wirujące szaty w Kalumnii według Apellesa, Trzy Gracje z Wiosny, muszlę z Narodzin Wenus. Dlatego cenię rysunek Botticellego - nie jest łatwo poprowadzić dłoń tak, by oddała naturę na papierze, czy płótnie. Wiele lat później było mi łatwiej spojrzeć na rysunki innych artystów, przestudiować ruch dłoni, zrozumieć kreskę. Dzisiaj, kiedy zdarza mi się pisać o współczesnym malarstwie, zwykle pytam artystów o ich szkice. W nich często widać to, co malarz trzyma głęboko w sobie, coś pierwotnego, spojrzenie na szkic to czasem podglądanie charakteru artysty.



Po drugie - tańczące lub zwiastujące anioły

Jak w czasach, w których interesowano się antykiem, można było nawiązać do malarstwa starożytności? Przecież nie zachowały się żadne traktaty o malarstwie, jak to było z Witruwiuszem i architekturą (traktat o architekturze Witruwiusza z I wieku p.n.e. stał się punktem wyjścia dla wielu renesansowych architektów, a na jego bazie powstał traktat Albertiego). Zachowało się też sporo rzymskich budowli, które studiowali ówcześni artyści. Rzeźby dopiero odkrywano, słynną Grupę Laokoona odkopano w 1506 roku w Rzymie. Ale z malarstwem było najtrudniej, bo nie znano antycznych fresków, poza kilkoma malowidłami ze Złotego Domu Nerona. Dostęp do nich był utrudniony; malarze spuszczali się w głąb na linach, żeby w świetle lampek podziwiać dzieło, które uznano pod koniec XV wieku za antyczne groty. Pozy Botticellowskich aniołów są przykładem tego, co nazywamy wyobraźnią. We Florencji czytano antyczne traktaty, poematy, dramaty, a malarze, uczestniczący w spotkaniach Akademii Florenckiej, a także goszczący u wykształconych kardynałów, poznawali antyczną sztukę, brali udział w dyskusjach, byli świadkami tłumaczeń z greki na łacinę, trzymali w rękach starożytne medale, gemmy, karty odnalezione w średniowiecznych skryptoriach. Lubię anioły Botticellego, bo są lekkie, unoszą się w powietrzu lub opadają ku ziemi z trzepotem szat. Jak w poezji Owidiusza lub Horacego.



Po trzecie - Sefora, córka Jethry

Botticelli szybko zyskał sławę we Florencji i zlecenie z najwyższych kręgów kościelnych nie było zaskoczeniem, także dla jego kolegów. Papież Sykstus IV zapragnął udekorować nowo wybudowaną kaplicę freskami (historię Kaplicy Sykstyńskiej opowiadałam 7 maja i film z wydarzenia jest dostępny na mojej stronie FB)  i wezwał kilku artystów florenckich do Rzymu. Botticelli namalował trzy freski: Bunt przeciwko prawu Mojżesza i Młodość Mojżesza oraz w innym cyklu Kuszenie Chrystusa. Moim ulubionym jest Młodość Mojżesza, bo w nim artysta wytłumaczył historię biblijnych córek Jethry, a wśród nich Sefory, przyszłej żony Mojżesza. Na fresku Sefora prowadzi owce do studni. Jej sylwetka jest wdzięcznie wygięta, a linia piękna, właśnie ta kreska, o której pisałam wyżej, jest LINIĄ PIĘKNA. Kopię malowidła przedstawiającą Seforę miał na biurku Swann, bohater W poszukiwaniu straconego czasu, a cytat z tej opowieści o jego miłości do Odety przytaczałam kilkakrotnie. Tak, jak w obrazie można doszukać się rysów własnego obiektu miłości, tak w prozie, która opisuje sztukę, można znaleźć cały świat swoich przekonań. W jednym fragmencie przeczytałam więcej, niż w niejednej książce.


Po czwarte - wizerunki Simonetty Vespucci

Simonetta, królowa piękności renesansowej Florencji była malowana przez Botticellego jako Madonna, bogini Wenus, wspomniana córka Jethry, a rysy jej twarzy są widoczne w twarzach malowanych aniołów, nimf, bogiń. Dysproporcje ciała Simonetty nie wynikały z nieznajomości anatomii u artysty, ale z przedkładania piękna zmysłowego nad poprawność. Patrzę na Narodziny Wenus, które powstały kilka lat po śmierci Simonetty i zastanawiam się, czy włosy spływające falującymi pasmami wzdłuż lewego ramienia bogini nie miały pierwotnie przesłaniać tej dysproporcji. Cała lewa ręka jest ciekawa, delikatnie mówiąc. Nie o to jednak chodzi, by doszukiwać się w obrazie nieprawidłowości, chociaż w historii takie przypadki pojawiają się cyklicznie: Botticelli, Parmigianino, Ingres, a później już wszystkie ekspresjonistyczne, kubistyczne, secesyjne postacie. W malarstwie Botticellego, w jego Simonettach, nie ma poszukiwania nowej drogi artystycznej. Tutaj mam do czynienia z duchowością, z duchem renesansu. Zupełnie inna to duchowość, niż w średniowieczu, bo Botticelli symbolicznie pokazał swoją epokę. Zwykliśmy myśleć, że renesans był epoką, w której nawiązanie do antyku z jego geometryzacją form (a przecież było to często nawiązywanie do epoki romańskiej, do przedrenesansowych inspiracji antykiem), z harmonią, symetrią, a nawet z konwencją przedstawiania postaci wzorowaną na antycznych gemmach i monetach, "przeskoczył" średniowiecze. Ale Botticelli wymyka się nie tylko duchowości średniowiecza, ale także konwencji antyku.



Po piąte - symbolika Mistycznego Bożego Narodzenia

O obrazie Mistyczne Boże Narodzenie pisałam dla Niezłej Sztuki i z chęcią wróciłam do eseju, żeby poszukać w nim nowych treści. Jeśli uznam Savonarolę za fenomen zmiany epokowej, co pośrednio przecież się wówczas zadziało, mogę porównać tamtą burzliwą epokę do dzisiejszych problemów. Nie kusi mnie poszukiwanie współczesnego Savonaroli, ale obserwując z perspektywy historyczki problem walki z przepychem, próżnością, widzę wówczas i dzisiaj zwrot epokowy w prawo, fanatyzm graniczący z tyranią, ale nie taką, jaką znamy z antycznej Grecji, ale współczesną, istniejącą w podobnej formie od czasów nowożytnych. Na tym polega uniwersalność sztuki. Nie trzeba poszukiwać interpretacji innych badaczy, wystarczy spojrzeć na obraz i przełożyć go na własne czasy, odczytać własnymi doświadczeniami. Chociaż dla tych z Was, którzy nie znają historii Savonaroli i fascynacji Botticellego jego kazaniami, odsyłam do linku powyżej.



Alessandro di Mariano di Vanni Filipepi zwany Sandro Botticelli zmarł 17 maja 1510 roku i został pochowany w kościele Ognissanti, a dzisiaj miejsce jego pochówku znaczy jedynie płyta w posadzce (jest to spowodowane kilkoma przebudowami kościoła, a szczególnie wnętrza w epoce baroku). Nie szkodzi, chodzę tam zawsze i zapalam świeczkę stawiając ją na balustradzie przed wejściem do kaplicy. Idąc nabrzeżem wzdłuż Arno od, powiedzmy, Ponte Vecchio do kościoła to niecałe pół godziny, a widoki wieczorne przepiękne. W tym samym kościele została pochowana Simonetta Vespucci.

Komentarze

  1. To był bardzo zacny i interesujący artykuł - szczególnie spodobało mi się to, co zapisała pani w pierwszym punkcie o szkicach malarzy... Zabrzmiało to pięknie.
    Pozdrawiam Serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty