O cenzurze w mediach społecznościowych


7 września 2019

Ponieważ wciąż mamy rok Leonarda da Vinci, nie mogło zabraknąć i wzmianki cenzury. Oto FB ocenzurował rysunek Leonarda przedstawiający Anioła („Angelo Incarnato”) jako "zawierający treści o charakterze seksualnym..."
Cenzura dotyczy rysunku węglem przedstawiającego uśmiechniętego anioła z widocznym penisem. Do rysunku najprawdopodobniej pozował uczeń Leonarda, Salai. Rysunek zaprezentował ostatnio na swojej stronie Silvano Vinceti, badacz dziejów Leonarda i zagadek z jego twórczości w szczególności związanych z życiem Mony Lisy. 
Oto wypowiedź Vincetiego (moje tłumaczenie, więc mogą być błędy, ale nie merytoryczne): „Podany powód jest godny wstydu, śmieszny i przypomina autorytarne systemy nazistowskiej działalności, faszystów i komunistów. Przez stulecia walczono o wolną ekspresję artystyczną, a cenzura mediów społecznościowych odgrywa tu rolę najgorszego obskurantyzmu w najnowszej historii. Nie można
było spowodować większej przemocy i zniewagi wobec Leonarda da Vinci.
Natychmiast przejdziemy do zbioru podpisów skierowanych do instytucji europejskich i włoskich w celu ochrony wolności wypowiedzi artystycznej i rozpowszechniania dzieł wszystkich artystów. Przygotowywane są także inne inicjatywy.”

28 kwietnia 2019



Pseudo-moralność ma się znakomicie. Hipokryzja, purytanizm, brak myślenia, brak chęci myślenia, cenzura, propaganda, szukanie skandalu tam, gdzie go nie ma, gdzie znajdują się dzieła światowego formatu, artystek uznanych poza granicami naszego kraju, z których publicznych wypowiedzi artystycznych możemy czerpać jako kraj. Łatwiej je zdjąć, niż podjąć się dyskusji z artystami, krytykami sztuki, podjąć próbę zrozumienia tego, co niezrozumiałe, spytać, dlaczego ten głos jest ważny. Podczas ostatniej wizyty w Sienie zwiedzałam muzeum Santa Maria della Scala, gdzie kilka sal przeznaczono na edukację dzieci. Znajdowały się tam różne współczesne instalacje, odlewy gipsowe rzeźb przedstawiające nagie kobiety z możliwością dotknięcia (także świetna sprawa dla osób niewidomych), oryginalne rzeźby z XVII i XVIII wieku, a także fotografia Roberta Mapplethorpe'a z... nagą Patti Smith! Tak edukuje się dzieci we Włoszech. Nikogo nie gorszy zestawienie rzeźby karmiącej Madonny ze współczesnym zdjęciem, bo w sali odbywają się warsztaty i wykłady dla dzieci z różnych grup wiekowych. Uczy się je samodzielnego myślenia. Prawdopodobnie i tam pojawiają się głosy piętnujące takie zdjęcia, być może usuwa się je z wystaw. Zauważyłam to zestawienie, a ponieważ myślę po polsku, natychmiast pojawiło się we mnie pytanie, czy to nikogo nie gorszy. Mnie nie gorszy, ani nie obraża w żaden sposób mojej moralności. Nie wstydzę się też merytorycznie wytłumaczyć moim dzieciom fotografii Natalii LL. Ale jak bardzo tkwimy w swoich korzeniach, w moralności kultury, w której żyjemy, że takie pytanie pojawia się nawet w mojej głowie. Co z tym zrobić? Słyszałam o wydarzeniu na FB z publicznym jedzeniem bananów przed gmachem muzeum. Protest przybiera różne formy, chociaż prawdopodobnie nic nie da się zrobić, bo nie my, wypowiadający się w różny sposób, mamy prawo decyzyjności. Ale, jak mawiał Stachura, "świata nie zmienię, ale trąbić mogę".



24 kwietnia 2019



To był obraz, który wzbudzał wielkie kontrowersje, kiedy po raz pierwszy wystawiono go publicznie. Symbolika tego przedstawienia schodzi na dalszy plan w zetknięciu ze zwierzęcą zmysłowością i jawnym erotycznym przesłaniem. Chodzi o dzieło "Szał uniesień" Władysława Podkowińskiego, obraz z 1894 roku, chociaż wiadomo, że malarz pracował nad nim wcześniej i podobno już cztery lata wcześniej były gotowe pierwsze szkice na płótnie. Wystawiono go w "Zachęcie" 18 marca 1894 roku i skandal był tak duży, że galeria zarobiła niezłą sumę na biletach. Podkowiński żądał za dzieło 10 tysięcy rubli, ale pomimo wielkiej popularności obraz nie mógł znaleźć nabywcy. Najwyższa oferta kupna opiewała na 3 tysiące rubli. Tuż przed planowanym zakończeniem wystawy, rankiem, 24 kwietnia 1894 roku artysta pociął obraz nożem skupiając się, przede wszystkim, na namalowanej kobiecie. Późniejsza, wczesna śmierć Podkowińskiego podsyciła tylko plotki o tym, że sportretowaną nagą kobietą była wielka miłość artysty do damy z towarzystwa, Ewy Kotarbińskiej. Jej rodzina podobno potępiła malarza, jak wynika z relacji innej damy z tamtej epoki.

"Szał uniesień" został odrestaurowany przez Witolda Urbańskiego, malarza i antykwariusza. Matka artysty przez wiele lat wypożyczała dzieło na wystawy w Polsce i Rosji.
Obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie od 1920 roku.



12 marca 2019



Proszę bardzo, zagraniczne media zaczynają pisać o wystawie Mariny Abramovic w Toruniu nie w kontekście towarzyszących jej wydarzeń i dyskusji kulturalnych. W Polsce bowiem powitano Marinę naszym narodowym performansem, nad którym możemy tu ubolewać, traktować go z przymrużeniem oka, wyśmiewać, itp., ale faktem jest, że takie rzeczy się dzieją i są ludzie, którzy w nie wierzą. Przeglądam zdjęcia z dnia wernisażu i konferencji prasowej w Toruniu, czytam komentarze i słucham zdania znajomych. Zastanawiam się, co kieruje tymi ludźmi i czy znajdzie się ktoś, kto napisze o tym zjawisku obiektywny artykuł, reportaż? Przecież nasze kółka różańcowe to nie jest coś, obok czego powinniśmy przejść obojętnie. Ci ludzie idą tam w konkretnym celu, modlą się za Polskę taką, jaką chcieliby widzieć. Chyba. Jak to było z różańcem na granicach? Siła modlitwy jest ogromna i czy dzisiaj przesuwamy paciorki różańca w dłoniach, czy medytujemy i powtarzamy bez końca mantrę, czy sto razy zapisujemy na kartce "nie będę bił kolegi", to wszystko są działania nakierowane na konkretny cel, skierowanie energii w taką stronę, którą my lub ktoś nami sterujący uważa za słuszną. Wracając jednak do zagranicznych mediów, oto artnet.com napisał dzisiaj (piórem Sarah Cascone), że prawicowi katolicy nie są zadowoleni z otwarcia wystawy Mariny. Że wydarzenie wywołało panikę z powodu - uwaga - niesłusznego przekonania, że artystka czci diabła. Autorka pisze, że demonstracja była pokojowa, cisza i kilka cichych modlitw. Ale wyjaśniono także, skąd mogły wziąć się pogłoski o satanizmie Mariny Abramovic. Otóż można je przypisać pewnemu wydarzeniu podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku i zbiegającą się w czasie "Spirit Cooking with Marina Abramovic" (to był mały skandal, o czym może będzie dłuższy artykuł, jeśli zechcecie). Sarah Cascone wyjaśnia także, że w Polsce przeciwnicy Mariny wskazują na jej zdjęcie z rogami kozła lub czaszką. Krucjata Różańcowa za Ojczyznę nie chce zatem wystawy na ziemiach polskich, szczególnie w okresie Wielkiego Postu argumentując, że ma [KRUCJATA] prawo żądać od rządzących ochrony naszego kraju i narodu przed "sztuką", która jest złem i odnosi się do mrocznych kultów.
Ale.
Ale autorka zauważa także artykuły w "Wyborczej", które opisały społeczność artystów protestowała przeciwko zbyt niskim wynagrodzeniom za odtwarzanie działań performatywnych Mariny. Przedstawiciel artystki wypowiedział się dla
artnet.com, że kwestia tych wynagrodzeń nie ma nic wspólnego z Mariną, czy Instytutem Mariny, a wykonawcy podobno porozumieli się z muzeum.
Chciałabym powiedzieć, że powyższe jest tylko moim spostrzeżeniem i bardzo chętnie wdam się w polemikę, tym bardziej, że wystawę widziałam.



P.S. Takie zdanie w artykule mi się podoba: "The message urged Catholics to protest the exhibition’s arrival in the country so that the world wouldn’t have an excuse to trot out stereotypes about Polish stupidity."
Zdjęcie moje: wystawa "Do czysta", Florencja, październik 2018



23 stycznia 2019



Wiecie, co oznacza słowo ‘faramuszka’? To drobiazg, nic ważnego. Skojarzyło mi się dzisiaj z „Olimpią” Maneta, bo #tegodnia 1832 roku autor obrazu przyszedł na świat i wówczas nikt nie spodziewał się, że jego twórczość będzie przyczyną jednego z największych skandali w historii sztuki.

Kiedy w 1863 roku jury Salonu odrzuciło słynne „Śniadanie na trawie”, a krytycy nie zostawili na nim suchej nitki po obejrzeniu dzieła na Salonie Odrzuconych, Manet nadal malował Victorine Meureunt, główną, nagą bohaterkę nieprzyzwoitego obrazu. Dwa lata później ponownie zgłosił swoje obrazy na Salon. „Naigrywanie” i „Olimpia” zostały przyjęte. Jednak kiedy lubieżność młodej, nagiej kobiety na pikniku, ulubionej rozrywce paryżan, była wcześniej skandalem, można go nazwać właśnie ‘faramuszką’. Po wystawieniu „Olimpii” rozpętała się prawdziwa burza. Oczywiste było, że modelką jest luksusowa kurtyzana, z której usług korzystali panowie z towarzystwa. Paryż po rewolucji urbanistycznej Haussmanna, czyli wyburzeniu starych ulic i stworzeniu szerokich bulwarów, nabrał cech wielkiego miasta, w którym prostytucja rozkwitła na większą skalę. Różnice społeczne były zauważalne także tutaj, bo mężczyźni z niższych warstw spotykali nadal te same kobiety na ulicy, ale żonaci, bogaci panowie wydawali pieniądze na czas z elegancką kurtyzaną. Zwyczaj był powszechnie akceptowany, wszyscy o nim wiedzieli, ale dopóki się o tym nie mówiło, skandalu nie było. Manet malując „Olimpię” powiedział to, co wszyscy wiedzieli, ale w niemej umowie utrzymywali tajemnicę, by ich życie miało pozory towarzyskiego bezpieczeństwa. A Olimpia była luksusową kurtyzaną patrzącą na każdego widza bezpośrednio i bez wstydu, co z każdego odwiedzającego wystawę czyniło jej potencjalnego klienta.
Skandal przywołał rzesze odwiedzających, niektórych chętnych zniszczyć obraz, więc przeniesiono go do innej sali i powieszono nad drzwiami. Przez cały czas trwania Salonu tłumy przybywały, by spojrzeć na nieprzyzwoite dzieło. Wypowiadała się cała prasa, pisarze, dziennikarze, artyści. Theophile Gautier pisał w dość zachowawczy sposób, że „nie ma takiego punktu widzenia, z którego można by zrozumieć ‘Olimpię’, nawet jeśli widzi się w niej tylko to, czym naprawdę jest: chudą kobietę leżącą na łóżku. Barwy ciała są brudne, a modelowania nie ma w ogóle.” Ciekawostką jest fakt, że podczas całego skandalu, wszystkich pism i wypowiedzi, nikt wówczas nie pomyślał o nawiązaniu do słynnej „Wenus z Urbino” Tycjana, malarza, którego Manet podziwiał i kopiował we Florencji w 1857 roku. Żonaci mężczyźni, bezpieczni w ciepłych domach, czy przechadzający się w parkach ze swoimi eleganckimi żonami i zadowoleni ze swojego pełnego hipokryzji życia uznali obraz za atak i to z chęci ochrony tego cienkiego płaszczyka dobrej codzienności spirala skandalu nakręcała się coraz bardziej.
Edouard Manet był niszczony nie tylko przez prasę, arystokratyczne mieszczaństwo, czy niektórych artystów. Obrażano go na ulicy, ludzie dostawali furii jakby prostytucja była jego wynalazkiem, a nie powszechnie i od stuleci akceptowalnym zjawiskiem. Udręczony Manet wyjechał na krótko do Hiszpanii, a po powrocie do Paryża niedawny skandal przyczynił się do popularności artysty w gronie innych odrzuconych impresjonistów. Stał się ich ideałem i bohaterem. Jego podziw dla dawnych mistrzów weneckich trwał nadal i Manet nadal wierzył w instytucję Salonu. W 1872 roku wystawił „Olimpię” na sprzedaż, ale nikt nie chciał kupić obrazu za żądaną kwotę 20 tysięcy franków.
Po śmierci Maneta w kwietniu 1883 roku jego żona Suzanne ponownie wystawiła dzieło na sprzedaż. Claude Monet, który obawiał się, że „Olimpia” może trafić za granicę, postanowił ją kupić i podarować państwu. Ostatecznie nie zebrał całej sumy (zbiórkę utworzyli inni artyści, którzy byli mentalnie, a nawet finansowo wspierani przez Maneta), ale Suzanne zgodziła się sprzedać obraz za kwotę niższą o 585 franków i Monet zaproponował dzieło państwu francuskiemu. Ponieważ od śmierci artysty nie minęło dziesięć lat „Olimpia” nie mogła zostać wyeksponowana w Luwrze i aż do listopada 1907 roku była w Musee du Luxembourg. Od 1907 do 1986 roku obraz znajdował się w Luwrze, a po otwarciu Musee d’Orsay jest jednym z najważniejszych i w ogóle nie skandalicznych dzieł paryskiego muzeum. I wciąż przyciąga tłumy.



11 października 2018



Uffizi zakupiło obraz "Ewa kuszona przez węża" autorstwa florenckiego malarza, Giuseppe Bezzuoli. To dzieło z XIX wieku, wówczas uznane za skandaliczne, będzie eksponowane od 2019 roku w Palazzo Pitti w Galerii Sztuki Współczesnej (gdzie znajdują się już inne dzieła tego artysty). Ale dyrektor Uffizich, Eike Schmidt, zapowiedział, że od 26 października 2018 do 17 marca 2019 roku będzie można je oglądać na wystawie "Romantyzm" w Mediolanie.
Obraz był prezentowany na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1855 roku. Powstał pomiędzy 1846 a 1853 rokiem. Artysta zatrzymał go w swoim domu do śmierci. Jego prezentacja wywołała wielki skandal, później pokazywano go w 1880 roku we Florencji, a przez następne lata nie wiadomo było, co się z nim stało; uznano go nawet za zaginiony. W 2011 roku pojawił się na florenckiej wystawie dzieł rzeźbiarza, Lorenza Bartoliniego.
Dzieło jest jednak lekko skandalizujące
;) Popatrzcie na zdjęcie załączone do artykułu - to widok na Uffizi od strony Piazza della Signoria. Artykułu nie firmuje zakupiony obraz, pewnie ze strachu przed cenzurą. Co za czasy, panie, no jak mamę kocham...
http://www.firenzetoday.it/…/musei-uffizi-acquisto-eva-serp…





15 maja 2018



Nu couche - dzieło Modiglianiego sprzedano na wczorajszej aukcji w Sotheby's za 157,2 miliona dolarów (rekordowo wysoka sprzedaż, ale jak wiecie, nie lubię pisać o rekordach w świecie sztuki, bo wciąż nie traktuję go jak dyscypliny sportowej).
Dzieło z 1917 roku było jednym z tych skandalicznych obrazów, które skłoniły policję do zamknięcia galerii sztuki. Opowiem Wam krótko o tym skandalu. Przyjaciel i marszand Modiglianiego, Leopold Zborowski zorganizował pierwszą wystawę malarza w grudniu 1917 roku w galerii Berthe Weill w Paryżu. Właścicielka galerii była jedyną kobietą w tym męskim wówczas świecie handlarzy sztuką i niestety nie miała szczęścia w branży (kiedyś opiszę dość nieciekawą sytuację z innym marszandem, Vollardem, który kupił od niej obraz Redona). Otóż Weill użyczyła galerii Zborowskiemu na wystawę prac Modiglianiego i tym samym ściągnęła na siebie policję. Wielki to był skandal, kiedy w oknie wystawowym pojawił się akt kobiety z widocznymi włosami łonowymi!
http://www.sothebys.com/…/modigliani-greatest-nude-most-exp…

3 lutego 2018



"Początek świata" Courbeta. Znacie ten obraz? Proszę o komentarze, chętnie opowiem historię jego powstania i ówczesnego skandalu. Zresztą nie tylko skandalu sprzed wieku, bo ilekroć byłam w Paryżu i odwiedzałam d'Orsay, zawsze przed tym obrazem stały grupki śmiejących się ludzi. Dość dziwne. Jednak dzisiaj nie o tym. Otóż w paryskim sądzie od 2011 roku toczy się sprawa o zamknięcie konta na Facebook pewnego francuskiego nauczyciela. Poczytajcie.
https://www.theartnewspaper.com/…/paris-court-hears-argumen…



4 lutego 2018

Usuwanie sztuki z muzeów, czy galerii dlatego, że twórca danych obrazów wzbudza emocje, jest uznawany za niemoralnego - to nowy standard w świecie sztuki. Zastanawiam się, czy ja więcej czytam, czy świat szaleje właśnie teraz. Oto kolejny przykład walki o czystość obyczajów. Nagłówek tego artykułu brzmi: "Carravaggio zabił człowieka. Czy powinniśmy ocenzurować jego sztukę?" I dalej jest mowa o tym, że National Gallery of Art w Waszyngtonie wstrzymała otwarcie wystawy Chucka Closea, ponieważ ciążą na nim zarzuty o niewłaściwe zachowania na tle seksualnym. Uniwersytet w Seattle usunął z wystawy autoportret artysty uzasadniając decyzję tym, że ma obawy co do odbioru obrazu przez studentów, wykładowców, czy personel uczelni.
Z jednej strony mamy człowieka, który prawdopodobnie dopuścił się przestępstwa lub wykroczenia, a z drugiej mamy artystę, którego dzieło artystyczne (to jeden z bardziej cenionych portrecistów w kraju) warte jest pokazania. Na ile cenimy sztukę niezależnie od twórcy, a na ile patrzymy na nią przez pryzmat artysty? Czy Picasso był wielkim artystą, skoro porzucał kobietym najpierw traktując je przedmiotowo jako modelki, kochanki, muzy? Czy sztuka Carravaggia, awanturnika i zabójcy człowieka zachwyca nas dlatego, że to było kiedyś, dawno temu? Czy potępiamy Fra Filippa Lippi dlatego, że uwiódł mniszkę i uciekał przez okno pałacu Medyceuszy, żeby móc "mile" spędzić czas? I czy naprawdę czas zmienia nasze spojrzenie, bo kiedyś było inaczej, a dzisiaj to niedopuszczalne? Czy jesteśmy hipokrytami, czy historia zatacza koło, bo przyznam się Wam, że trochę się pogubiłam.
Artykuł (link podaję niżej) wskazuje na pewną konsekwencję. Usunięcie sztuki wprowadza niebezpieczny standard dla instytucji związanych ze sztuką. Obronę moralności. A przecież muzeum nie jest kościołem. To oznacza, że każdy artysta, który był moralnie nieczysty (a standardy nie zmieniają się od stuleci) musiałby zostać przefiltrowany przez sito moralne, każdy gej, każdy morderca, każdy przestępca musiałby zniknąć ze ścian muzeów. Chyba, że byłby Carravaggiem. Od siebie dodam, że na szczęście Fra Angelico był istnym świętym za życia i jego sztukę będę mogła oglądać po wsze czasy.
Powiedzcie mi (bo ja dzisiaj tylko zadaję pytania), czy sztuka jest ponad moralnością, czy poza moralnością, czy sztuka to jedno, a życie to drugie i czy metoda badawcza historyka sztuki, który opisuje sztukę patrząc na życie twórcy jest właściwa, czy czas skończyć już to, co zaczął Giorgio Vasari (pierwszy biograf artystów). I czy za chwilę muzea będą potrzebować większych magazynów niż sal wystawowych? Doprawdy nie wiem, co myśleć. Pomocy.
https://www.theguardian.com/…/caravaggio-killed-a-man-censo…

20 marca 2018

To nie jest tak, że tylko w Polsce mamy upolitycznienie wszystkich dziedzin życia. Sztuka od tysiącleci służyła propagandzie władzy. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat mieliśmy trochę oddechu od propagandy, od wtrącania się w sztukę (chociaż w każdej dekadzie można znaleźć przykłady), a teraz władza podejmuje decyzje bezprawne (odwołanie szefowej PISF) albo balansujące na granicy prawa i nastawione na wywołanie medialnej burzy. Obecny rząd chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że upolitycznianie sztuki spowoduje nową awangardę. Ale nie o tym chciałam. Otóż nie tylko Polska. Świat staje się coraz bardziej ksenofobiczny, a sankcjonowanie rasizmu, przemocy wobec kobiet, dzieci, pozwalanie na to, żeby studenci na uczelni nosili broń... Na całym świecie dzieją się dziwne rzeczy, które może byłyby nawet zabawne, gdyby były żartem. Ale nie są. Media społecznościowe blokują konta użytkownikom, którzy umieszczają na swoich profilach arcydzieła sztuki (Courbet), cenzurują posążek Wenus z Willendorfu, ludzie zbierają podpisy pod petycją o usunięcie lub ocenzurowanie dzieł Balthusa, pewna kuratorka z Tate Modern próbuje wywołać dyskusję o traktowaniu kobiet używając do tego obrazu "Hylas i nimfy" (słabe to, jeśli brak jej własnych argumentów z dzisiaj, a sięga do dzieła sprzed stu lat)... A The Art Newspaper dzisiaj pyta o to, czy muzea są polityczne i komentuje odejście Laury Raikovich, dyrektorki Queens Museum. Raikovich publicznie skrytykowała prezydenta Trumpa za politykę imigracyjną, a w ubiegłym roku na Twitterze napisała, że "Neutralność jest fikcją". Nie zajmowanie stanowiska przez placówki kultury jest tak naprawdę podtrzymywaniem status quo. A muzea i inne publiczne placówki kulturalne powinny się wypowiadać wobec współczesnych problemów. A to, co w kulturze już było, zanim my przyszliśmy, powinno posłużyć dyskusji nad naszą obecną kondycją, a nie być chowane czy cenzurowane. Także nie propaganda, a dyskusja.

16 marca 2018

Parę tygodni temu pisałam o ocenzurowaniu przez Facebook obrazu Gustava Courbeta "Początek świata". Dzisiaj sąd orzekł, że FB jest winien zamknięcia konta nauczyciela, ale oddalił roszczenia o odszkodowanie w wysokości 20 tysięcy euro.
Przypomnę, że FB zamknął konto nauczyciela w 2011 roku. Ten złożył pozew do sądu. Wieloletnia batalia chyba się zakończyła, chociaż być może nauczyciel odwoła się od wyroku. Sąd w wydanym wczoraj (15 marca) wyroku orzekł, że FB naruszył umowę zamykając konto bez podania przyczyny dezaktywacji i bez okresu wypowiedzenia zgodnego z regulaminem. Ustanowił także precedens prawny orzekając, że umowy między FB a użytkownikami z Francji podlegają francuskiemu prawu konsumenckiemu i wchodzą w zakres jurysdykcji Francji, a nie Kalifornii, siedziby giganta mediów społecznościowych. Sąd nie uznał żądania o odszkodowanie z tytułu utraconych postów i znajomości. Tego samego dnia, gdy FB zablokował konto, powód otworzył nowe bez problemu. Durand (powód) opublikował także zdjęcie "Początku świata" na nowym profilu.
Takie sprawy to jednak problem dla mediów społecznościowych. Ostatnia sprawa ocenzurowania "Wenus z Willendorfu" także wzbudziła wielkie emocje. FB zajął stanowisko w tej sprawie i zapewnił, że nie będzie cenzurował dzieł sztuki.
https://www.theartnewspaper.com/…/french-court-makes-mixed-…



25 września 2018



Wiadomością dnia jest dzisiaj odkrycie tożsamości modelki, która pozowała do słynnego "Początku świata" Courbeta. Obraz jest zbyt nieprzyzwoity dla FB, więc nie załączam zdjęcia, by się nie narażać na utratę konta, jak pewien nauczyciel, który sądził się później przez dwa lata (pisałam o sprawie kilka razy).
Eksperci uważają, że modelką była tancerka baletowa, Constance Queniaux. To zdumiewająca wiadomość, bo jeszcze niedawno pisząc o obrazie Courbeta i pracując nad audiodeskrypcją dzieła Whistlera "Dziewczynka w bieli" (lub "Symfonia w bieli nr 2") opowiadałam o Joannie Hiffernan. Hiffernan była kochanką Courbeta, a następnie związała się z Whistlerem. Do wczoraj świat sztuki uważał, że to ona była modelką przedstawioną na obrazie. Pojawiały się wątpliwości, Joanna była rudowłosa, co nie pasowało do ciemnego owłosienia łonowego w dziele "Początek świata". Dzisiaj jednak odkryto korespondencję pomiędzy Aleksandrem Dumas synem i George Sand, w której wskazano bezpośrednio na tancerkę opery paryskiej. Constance Queniaux była kochanką osmańskiego dyplomaty, Halila Serifa Paszy, znanego jako Khalil Bey i to on zlecił namalowanie obrazu Gustavowi Courbetowi. Na trop wpadł francuski historyk, Claude Schopp, kiedy przeglądał kopie listów Dumasa. W pewnym momencie odkrył błędne tłumaczenie i sięgnął do oryginału. Informacją podzielił się z szefową działu grafiki Francuskiej Biblioteki Narodowej, Sylvią Aubenas, która także uznała, że modelką była na 99% Queniaux, wówczas 34-letnia. W bibliotece znajduje się kilka fotografii modelki, w tym jedna autorstwa pioniera tej dziedziny, Nadara. Constance zmarła w 1908 roku jako szanowana filantropka.
Fajna historia, prawda? Z rodzaju tych, które moje zmęczone całodziennym pisaniem oczy otwierają po samą linię włosów.
Dobranoc.



18 maja 2018



Kiedy pod koniec lat 70. Judith Brown, profesor historii na Uniwersytecie Wesleyan badała dokumenty związane z rodziną Medyceuszy natknęła się na relację z dochodzenia kościelnego z XVII wieku. Pewna mniszka, Benedetta Carlini została wówczas oskarżona o herezję i utrzymywanie stosunków seksualnych z inną mniszką z klasztoru, Bartolomeą Crivelli.

Brown wydała książkę w 1986 roku, w którym opisała życie zakonne i śledztwo kościelne. Na podstawie tej książki reżyser Paul Verhoeven kręci właśnie film (premiera przewidziana na 2019 rok), a autorka biografii jest konsultantką na planie.
Proces był dość skomplikowany, a dzisiaj ciężko go odtworzyć, bo świadectwa niemoralnego zachowania mniszki zostały przygotowane przez mężczyzn – inkwizytorów i tym samym relacja jest jednostronna. Dla Judith Brown ważne było to, by opowiedzieć historię pominiętą w historycznej relacji.
Benedetta Carlini urodziła się w 1590 roku w Vellano, w mieszczańskiej rodzinie, a jej przyszłość została wybrana razem z imieniem: Benedetta znaczy Błogosławiona. Źródła mówią, że już jako mała dziewczynka miała wizje i otrzymywała znaki od Boga (np. pewnego dnia podczas modlitwy w kościele spadł na nią posąg Marii Panny – uznano to za boski znak). Już w klasztorze Benedetta miewała objawienia maryjne. Zgłosiła to przełożonej klasztoru w 1613 roku. Klasztor był jej jedynym domem i prawdopodobnie nie myślała w ogóle o innym życiu. Życie klasztorne nie było jednak życiem więziennym. Dużo młodych kobiet z różnych środowisk spędzało młodość wśród mniszek. Zapewniało to moralne wychowanie, czystość myśli, bliskość Boga. Jednak niewiele z nich składało śluby zakonne, a Benedetta to zrobiła. Na ile była to decyzja rodziców, a na ile jej własna, nie wiemy. Nie potrafię też określić, jak to się odbywało, bo nie rozpoznałam tematu. Na pewno w klasztorach kobiety były bardziej wykształcone. Uczyły się pisać i czytać, czego często nie doświadczały młode kobiety wychowywane w świeckim środowisku.
Benedetta Carlini została posądzona o herezję z kilku powodów. Przede wszystkim kobiety uważano wówczas za bardziej podatne na pokusy, a granicę pomiędzy interwencją boską i demoniczną trudno było ustalić. Czasy też nie były sprzyjające, Kościół starał się odzyskać swoją pozycję po reformacyjnej zawierusze. Carlini odczuwała ból fizyczny spowodowany udręką duchową. Miała wizje jak atrakcyjni mężczyźni biją ją niemal na śmierć próbując zniszczyć jej duszę. Pomoc miała jej przynieść inna mniszka, siostra Bartolomea Crivelli, wyznaczona przez klasztor. Miała się stać opiekunką, a przyczyniła się do zguby. Kiedy odnotowano stygmatyzację Benedetty (zachowana dokumentacja), wybrano ją na przeoryszę klasztoru, chociaż już wówczas przebywała ona w innym, nienaturalnym stanie świadomości. Jej wizje, jak napisała w swojej książce Brown, były formą autoekspresji, a w istniejącym systemie społecznym wpisywały się w role hierarchii płci. Wizje dotyczyły serca Jezusa, darowanego jej, np. w otoczeniu świętych, anioła stróża, który chwalił ją dotykając kwiatami, a karał uderzając cierniami lub prośby Jezusa o to, by Benedetta go poślubiła w dniu Trójcy Świętej. Różne wizje mniszki były splotem innych udokumentowanych wizji świętych, np. Katarzyny z Sieny.
Ostatecznie, w dniu zaślubin cały klasztor oczekiwał pojawienia się Chrystusa w specjalnie udekorowanej kaplicy. Jednak tylko siostra Carlini ujrzała i usłyszała Jezusa, co sprowadziło na nią podejrzenia. To był impuls do przeprowadzenia dochodzenia, które trwało dwa miesiące.
Benedetta Carlini kontynuowała swoje mistyczne życie, a jej wizje stały się niemal makabryczne. Mówiła, że umarła i trafiła do czyśćca, gdzie została przywrócona do życia przez spowiednika, ojca Paola Ricordatiego. Jej zachowanie zwróciło uwagę nuncjusza papieskiego we Florencji, który postanowił zbadać sprawę i wysłał do klasztoru urzędników kościelnych. Śledczy określili język mniszki jako lubieżny, a jej życie jako pokaz próżności. Inne mniszki zwróciły się przeciwko niej zeznając, że sfałszowała swoje stygmaty i zmusiła je do przygotowań weselnych. Najbardziej jednak zaszkodziło jej zeznanie siostry Bartolomei Crivelli. Opowiedziała ona o ponad dwuletnim romansie z Benedettą, o spotkaniach w dzień i w nocy pod pretekstem nauki i zmuszaniu jej przez siostrę Crivelli do lubieżnych pocałunków. Te zeznania były tak szokujące, że pismo urzędnika stało się nieczytelne. Miłość między dwoma kobietami była czymś tak odrażającym, że nie sposób było tego opisać. Miłość między zakonnicami i mężczyznami była zakazana, ale zrozumiała, miłość między dwoma mężczyznami – rozumiana jako część kanonu literackiego. Seks między dwoma niewiastami był niewyobrażalną zbrodnią.
Benedetta nie została spalona na stosie, chociaż oskarżono ją o sodomię. Brak informacji o tym, co się stało z siostrą Bartolomeą (wiadomo, że zmarła w 1660 roku). Siostra Benedetta dożyła wieku 71 lat w swojej celi (czyli po procesie przeżyła jeszcze 35 lat) i była bardzo popularna, jak zapisała w swoim dzienniku jednak z anonimowych mniszek. Po jej śmierci zamknięto drzwi klasztoru, bo tłumy chciały zobaczyć i dotknąć jej ciała, które chyba traktowano jak relikwię.
Gdyby nie badania Judith Brown, siostra Benedetta i jej dziwne losy zaginęłyby w historii. Jestem bardzo ciekawa filmu, chociaż wolałabym najpierw przeczytać książkę. Na koniec jeszcze wyjaśnię, że Judith Brown wypowiedziała się zarówno w książce, jak w wywiadach, że słowo lesbijka, czy lesbijska miłość zostały użyte w celu uproszczenia relacji. Taki termin bowiem nie istniał w literaturze, czy jakichkolwiek przekazach aż do 1890 roku. To określenie użyte w książce opisuje wiele różnych zachowań o podłożu seksualnym, co do których nie mamy jasnej sytuacji. Brown wyjaśniła, że nie wiemy dokładnie, czego dotyczyła relacja między mniszkami, więc przełożenie jej na współczesny język jest dość niebezpieczne i jednostronne. Użycie terminu lesbijka miało na celu oddzielenie zachowań siostry Benedetty od innych kobiet, które miały mistyczne wizje. Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę, ale zachęcam zainteresowanych do sięgania po inną literaturę, np. książkę "Seksualność Chrystusa". Jakakolwiek forma kobiecej zmysłowości była wówczas niewyobrażalna. Dlatego tak trudno jest operować współczesnymi pojęciami opisując zjawiska sprzed stuleci.



13 kwietnia 2017



W satyrycznym klipie zespół "Social Media Inspectors" blokuje widzom oglądanie dzieł Rubensa w jego domu w Antwerpii (obecnie muzeum).
Uczestnicy akcji ("inspektorzy") odciągają turystów od obrazów, na których jest nagość, a pozwalają patrzeć na te, gdzie postacie są ubrane.
To reakcja na cenzurę w mediach społecznościowych. Niedawno FB ocenzurował figurkę Wenus z Willendorfu opublikowaną na stronie Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, czy zamknięto konto nauczyciela, który na swoim profilu umieścił reprodukcję obrazu "Początek świata" Courbeta. Z "mniejszych" cenzurek warto przypomnieć posąg z fontanny na Sycylii, czy usunięcie reklamy posługującej się obrazem Delacroix "Wolność wiodąca ludzi na barykady" (tutaj FB przeprosił).
W otwartym liście do Marka Zuckerberga grupa napisała, że po cichu śmieje się z tego rodzaju cenzury nie pozwalającej na prezentację piersi, pośladków i nagich cherubinów Rubensa, ale takie kulturowe ograniczenie utrudnia im życie.
A filmik fajny, obejrzyjcie!
https://www.youtube.com/watch?v=UZq3cVgU5AI

Komentarze

  1. Bardzo interesujący blog, z ciekawością czyta się Twoje notatki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Ten plik akurat będę uzupełniać, bo cenzura ma się tak świetnie, jak zakłamanie i hipokryzja, niestety.

      Usuń
  2. Sztuka, kultura jako poletko eksperymentów marksizmu kulturowego trwa w najlepsze od czasów Gramsciego. Gwałt na semantyce, destabilizację i chaos pojęciowy łyknęliśmy, zaakceptowaliśmy i uznaliśmy już dawno, pod naciskiem wpływowego zaplecza intelektualno-medialnego. Oswoili nas, że performance w wykonaniu lewicowego skandalisty jest kulturą wysoką, a w wykonaniu prawicowego - chamstwem, zaściankowością lub prostactwem, a obecnie nawet rasizmem, faszyzmem czy, słowem - wytrychem, tzw.mową nienawiści. https://warszawskagazeta.pl/felietony/jadlospis/item/5351-czy-sztuka-nas-zniszczy

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty